Etiopska kuchnia
W niedziele ja, Simone, Richie, Jo-jo, Matteo i Lenka z Czech co pracuje z Richie i Simone wybraliśmy się do etiopskiej restauracji niedaleko naszego domu.
Ludzi pełno więc musieliśmy trochę na stolik czekać, ale wzięliśmy to za dobry znak.
Menu było w języku amharskim i oczywiście w angielskim ale nazwy typu Fitfit czy firfir nic nam nie mówiły :) Każdy wybrał więc coś innego - ja jakąś mieszankę wegetariańską.
Dania etiopskie podają na talerzu, na którym leży duży naleśnik a na nim to co się zamówiło. Oprócz tego na stół kładą jeszcze trochę tych naleśników. I momentalnie okazało się po co tyle tych naleśników - otóż nie podają sztućców. Nic, nada, nul narzędzi do jedzenia.
Trzeba więc zakasać rękawy i jeść rączkami i naleśnikami :)
Dawno tak dobrze się nie bawiłam jedząc!
Niestety trafiłam na bardzo ostre (baaaardzo ostre) danie. A nic nie było napisane (przy niewegetariańskich daniach była skala ostrości potraw...). Jadłam więc z wielkim bólem choc było bardzo dobre. Nawet Simone (niby jest z Kanady ale tak naprawdę z Indii) stwierdziła, że rzeczywiście ostre.
Spróbowaliśmy również etiopskiego piwa - dziwny w smaku (trochę jak sok z porzeczek) ale to była jedyna rzecz która pomagała w zjedzeniu ostrych potraw :)
Jednym słowem - polecam, ale uwaga na ostre jedzenie!!!!!
1 komentarz:
W Czechach są chyba same Lenki... W Holandii poznalam ze 3...;)
Prześlij komentarz