Fontinalis
Trochę się tu zaniedbałam... W każdym bądź razie w Marcu (14-18) byłam w Ottawie na niesamowitej konferencji "Model Mission in Fontinalis". W sumie nie była to konferencja, tylko symulacja misji pokojowej w wymyślonym państwie Fontinalis, w regionie Salmo. Oryginalnie jest to symulacja dla wojska i to był pierwszy raz kiedy osoby cywilne (to jest my, studenci i tacy podobni) mogły brać w tym udział :) Ilość materiałów, jakie Pearson Peacekeeping Centre stworzył o tym państwie i regionie, o konflikcie etnicznym była zaskakująca - ok 250 stron do przeczytania przed symulacja (dali nam 3 dni) i tyle samo na miejscu. Ale dzięki tym materiałom naprawdę czuliśmy się jakby to państwo istniało - miało swoją kulturę, historię i nawet statystykę :D Nie będę zamęczała szczegółami - powiem tylko, że było wspaniale! Poznałam wielu ciekawych ludzi - studentów od Vancouver po Halifax, żołnierzy, którzy byli chyba wszędzie gdzie coś się działo na świecie, pracowników UN, International Red Cross, byłą panią minister spraw zagranicznych Kanady (starsza pani - 80 lat ma a taka siekiera i ciągle działa - 2 lata temu w Afghanistanie była). Dowiedziałam się jak działa misja pokojowa i jak się ją organizuje, poznałam trwożące krew w żyłach historię i świetnie się bawiłam :) A resztę niech opowiedzą zdjęcia...
Powyżej Xander, ja, Giorgia, Mina (z McGill, Montreal ale tak naprawdę z Korei), Tseday (z Toronto ale tak naprawdę z Etiopii) i Andrew. Xander, Giorgia i Andrew chodzą ze mną na zajęcia z "International Peace and Security" w Queen's :) Choć Giorgie dopiero w Ottawie poznałam.
Pierwszego dnia moja grupa miała za zadanie przeanalizować sytuację w Fontinalis pod względem wyborów i dać rekomendacje - się ENAM nazywaliśmy (Electoral Needs Assessment Mission) a oto ja ciężko pracująca :)
Nasza grupa: hmmm (nie pamiętam, była z nami tylko jako obserwator bo jest prof w Royal Military College), Dave, Maude, Amy, Jen, nasza moderator i Jordan (z pochodzenia Polka), u góry chłopcy - Max, hmmm, i Ivey, na dole Erin i ja :)
Żeby było ciekawiej, cała symulacja i inne atrakcje odbywały się w Muzeum Wojny, ale spaliśmy i jedliśmy śniadania oraz imprezowaliśmy na poligonie :) Baraki były naszymi domami - żebyśmy poczuli się jak na prawdziwej misji :D A ten samolot tak sobie tam stał więc musiałam sobie zdjęcie z nim zrobić.
Tak wyglądał panel codzienny - 5 gniewnych ludzi z Flora MacDonald na czele oraz 10 reprezentantów grupy.
I ja jak słucham maglowania mojego kolegi z grupy :)
Wieczory i noce spędzaliśmy we Friendship Inn na terenie garnizonu, a z nami i żołnierze i nasi moderatorzy i organizatorzy - zabójcza mieszanka :)
Nauczyliśmy się grać w crag - wojskową grę z udziałem stołu bilardowego (bardzo brutalne ;))...
A oto niektóre elementy kultury Fontinalis :) Whisky prosto z regionu i waluta - Mulah...
W piątek mieliśmy oficjalną kolację z zaproszonymi gośćmi i przemówieniem Flory o Afghanistanie. Jako, że byliśmy w Muzeum Wojny, otoczeni byliśmy przez różnego rodzaju machiny... Na drugim zdjęciu jest z nami Major General MacKenzie - człowiek legenda Kanadyjskiej armii - jego historie były warte wysłuchania, pomimo krwawych szczegółów, które to opowiadał bez wzruszenia.
Jedliśmy również w otoczeniu strasznych maszyn - czasem miało się dziwne uczucie, szczególnie że niektóre działa były wycelowane w nas a samolot wisiał nam nad głową.
Najśmieszniejsze było to, że posadzili mnie przy stole ze Scottiem a nasza rozmowa wyglądała mniej więcej tak:
- Robię magistra w Royal Military College [też w Kingston] z War Studies.
- Ooo, to może znasz Ben'a Zyla? [mój profesor z "International Peace and Security"]
- Pewnie, że tak. Dziś za niego wykład na Queen's przeprowadzałem.
- Z "International Peace and Security"? Ups, ja miałam na nim być, i 3 inne osoby co tu są na symulacji...
- Nie martw się - nic nie straciłaś a tu na pewno nauczysz się więcej :)
Jaki świat mały...
A oto ja i moja grupa ciężko pracująca nad raportem. No i mieliśmy się ewakuować bo sytuacja w Fontinalis się zaostrzała, ale byliśmy bardzo małym NGO i w końcu zostaliśmy i chyba zginęliśmy...
A oto nasz lunch box - każdego dnia dostawaliśmy niezła porcję energii :D
Ostatni wieczór również spędziliśmy w towarzystwie czołgów, a tym razem przemawiał MacKenzie - się popłakałam na końcu...
Ja i Kyle z RMC powyżej. A poniżej ja i Andrew.
Nasza trochę zubożała grupa przygotowująca skecz :)
Oraz nasza grupa wykonująca skecz - ja mówiłam na początku i zaczęłam od bablania po polsku :) Konsternacja na sali była niezła a i potem niezły ubaw...
A i oto MacKenzie dający wzruszające przemówienie...
I laleczki dla dzieci w Afryce, które robią panie z byłej Jugosławii.
I grupowe zdjęcie - ja jestem na samej górze z prawej :)
Nie można się oczywiście było obyć bez założenia niebieskiego kasku i kamizelki kuloodpornej. Cięęęęęęęęęęęęęęęęężkie to strasznie! A niektóre grupy musiały cały dzień to nosić, nie mówiąc o żołnierzach...
Wycieńczone całym dniem i i świętowaniem St Patrick's Day, ja i Mina o 3 nad ranem :) (Łukaszka chyba na tym zdjęciu przypominam...)
A na koniec kuriozum spotkane w łazience War Museum (w każdej kabinie również) :)
A woda rzeczywiście jakaś dziwna była :)