poniedziałek, 29 stycznia 2007

Australia Day i takie tam

Cały tydzień jestem chora po naszej wyprawie do Toronto - zresztą jak większość z nas (tylko Berne się uchował).
We wtorek był obiadek zrobiony po polsku, z produktów kupionych w Toronto :) (by oszczędzić na jedzeniu kilka razy w tygodni jedna lub dwie osoby gotują dla reszty i składamy się na zakupy - tzw. cooking plan, nie mylić ze złym meal plan:)). Wszystkim najbardziej smakował barszcz - chyba dlatego, że nikt nigdy czegoś takiego nie próbował i byli nim zafascynowani...
W piątek byłam nawet u lekarza - śmiesznie tu jest, najpierw się idzie do pielęgniarki i ona robi pięć tysięci różnych testów (na nieszczęście większość dotyczy gardła - argh!) a potem czeka się na to aż lekarz przyjmię. I trzeba zdjąć buty gdy się wchodzi do gabinetu (ale tylko lekarza nie pięlgniarki). No a pani doktor już wtedy prawie nic nie robi tylko zadaje dużo pytań i osłuchuje.
W piątek był też Australia Day i jak na złość był to najzimniejszy dzień w tygodniu (w drodzę do przychodni zatrzymywałam się w 2 miejscach by się ogrzać a to tylko 15 minut piechotą).
Jako, że częśc z nas była chora Ozzy Day częściowo obchodziliśmy w Harkness (jak zawsze w mojej kuchni :))
Oto kilka zdjęć:

A na zdjęciach: Blair, Tijn, ja, Alex, Estelle, Camille i Rody; to samo towarzystwo i SuperOzzy Blair :) Zdjęcia pstrykała Katrina w razie wątpliwości.
Ten weekend zdecydowanie muszę zaliczyć do pracowitych - spędziłam ok. 12 godzin w bibliotece, głównie robiąc research i pisząc pracę. W pokoju jakoś nie mogę się skupić - czego dowodem jest to, iż tą notatkę właśnie piszę siedząc na kanapie w bardzo fajnym i przytulnym miejscu w bibliotece - na 3 piętrze i mam widok na JDUC i innych uczących się studentów :)
Wczoraj wieczorem poszliśmy do kina na History Boys. My to jest Simen, Marianne (też z Norwegii) i Jose z Hiszpanii (on w porówaniu do nas się obija bo tu pracuje i ma tylko 2 zajęcia w tygodniu w laboratorium nad którymi czuwa:)). Mi się film podobał, im nie - niektórzy nie rozumieją dobrego humoru brytyjskiego :D Potem poszliśmy do Toucan - pubu niedaleko kina i jak zwykle mieliśmy widok na mega telewizor projektujący nic innego jak mecz hokeja (bo każdy wieczór w Kanadzie to Hockey Night!). Potem poszliśmy do Jose - mieszka z trzema Kanadyjkami i królikiem :] i graliśmy w Trivia Game na temat Amerykańskiej Pop Kultury - całe szczęście byliśmy kiepscy bo pytania były conajmniej głupie i tylko kompletny freak mógłby na nie odpowiedzieć :)
A dziś dostałam prezent od jednego chłopca z Chin, który mieszka w moim korytarzu. Zbliża się nowy rok Chiński i powiedział, że to taka tradycja, żeby sąsiadów obdarowywać. Prezent całkiem ładny - ręcznie rzeźbiony grzebień z drewna...
No dobrze idę już z tej biblioteki - głodna się zrobiłam a i może coś się dziś dzieje w akademiku - ile można się uczyć i pisać o tym :)

Brak komentarzy: