Montreal
Przed wylotem na Kubę pojechaliśmy zwiedzić Montreal, jako że i tak stamtąd mieliśmy nasz samolot. Trochę wyjazd był chaotyczny - Aga i Tomek kończyli swoje eseje i nie było już żadnych samochodów do wynajęcia (wszyscy się jakoś na nie rzucili w czasie Reading Week - dużo osób na road trip pojechało). Jednak Tomek wyczarował nam samochód, i to w całkiem przystępnej cenie :) Więc wpakowaliśmy się do samochodu - ja, Aga i Laura a Tomek był naszym kierowcą.
Około 9 wieczorem udało się nam dojechać do Montrealu - problemem było tylko to, że nie mieliśmy żadnej mapy miasta i tylko adres Miłki (też z SGHu). Ale daliśmy sobie jakoś radę - popytaliśmy przechodniów (co prawda ich Angielski trochę kulawy...), przejechaliśmy miasto w dłuż i wszerz, wjechaliśmy w kilka jednokierunkowych dróg w nie tą stronę co trzeba (w Kingston też się nam to zdarzyło...), ale w końcu wylądowaliśmy pod właściwym adresem.
Zostawiliśmy rzeczy i poszliśmy do jakiegoś baru - oczywiście barman po Francuski mówił, a jego Angielski był kiepski, choć udało mu się mi i Laurze powiedzieć, że napiwki nie są wliczone w cenę zanim nawet zaczęłyśmy płacić. Przy barze byli jacyś ludzie i jak się dowiedzieli, że my z Polski to mi drinka kupili :) Barman okazał się jeszcze bardziej niemiły bo nas wyrzucił o 12 :/
Od góry: Miłka i Aga, Laura i Tomek, ja - było naprawdę zimno :p
Następnego dnia trochę pozwiedzaliśmy Montreal - było baaaaaaaardzo mroźno, więc wycieczka była krótka.
Od góry: śmiesznie usytuowane DVD-player w mieszkaniu Miłki; ja i Aga przy śniadaniu; Notre Dame w montrealskim wydaniu - bardzo ładnie, ciepło (to najważniejsze), tylko podłogę mają jakąś krzywą....; dwa zdjęcia dziewczyn - ja, Laura i Aga przed Notre Dame; Aga, ja i Tomek na ulicy starego miasta - bardzo zziębnięci; ja przed ratuszem miasta.
Poniżej - ja i Aga przed Eaton Centre - nie mogliśmy się oczywiście oprzeć zakupom ;)
Aga dziękująca nam słodko za to, że zrobiliśmy jej żart i zostawiliśmy ją na 10 minut na ulicy, podczas gdy my objechaliśmy budynki dookoła (myśleliśmy, że trochę to mniej czasu zajmie...).
Następnie pojechaliśmy na Montreal by obejrzeć miasto z góry - piękne widoki, tylko że ja trochę upośledzona z tym lękiem wysokości więc trzymałam się daleko od barierek. Te trzy budynki co tak wystają zza barierki na niektórych zdjęciach to tak są mniej więcej w 1/3 widoczne...
Tak duża ilość śniegu oczywiście musiała zostać przez nas wykorzystana - bitwa śnieżna dziewczyny vs Tomek skończyła się oczywistym naszym zwycięstwem ;)
A oto kolejka do autobusu w Montrealu:
Wieczorkiem urządziliśmy polski wieczór - były schabowe, mizeria, ziemniaki, grzybki z cebulką... Od lewej Miłka, ja, Tomek, kolega Agnieszki z Tajwanu (tzn. on mieszka w Montrealu ale poznali się na Tajwanie) i Aga.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz