Niagara Falls i inne bajery
Być w Toronto (gdy pogoda dopisuje) a nie odwiedzić Niagara Falls to chyba grzech. Tak więc z panią Jojo i 8 innymi osobami pojechaliśmy na wycieczkę :) W drodze Jojo poopowiadała nam dużo historii o śmiałkach, którzy dobrowolnie się puścili wodospadem w dół - pierwsza oczywiście była kobieta w beczce, nauczycielka na emeryturze ;) Przeżyła!
Na wjeździe do miejscowości czekały na nas naprawdę straszne widoki - wyobraźcie sobie 5 wesołych miasteczek, cyrk, mnóstwo hoteli, i 100 fast-food'ow na dwóch ulicach. Obrzydlistwo!!!
Oto tylko te hotele...
Przed wycieczką trzeba było się najeść i napoić (oczywiście w lokalnym Tim Horton's).
Niestety trochę dzień był deszczowy i zimny...
Ale to nic - widoki były piękne a woda i tak na nas się lała z wodospadu z powodu wszechobecnej mgły.
U góry widok na Amerykańską część Niagara Falls - dwa takie małe ptysie a nie wodospady ;)
Zjechałyśmy sobie w dół 50 metrów by posłuchać grzmienia wody na samym dnie. Widoki też stamtąd ładne były.
Następnie przeszliśmy się wzdłuż wodospadu i rzeki.
Po tych rozmazanych zdjęciach widać ile tam było wody! Mój aparat w pewnym momencie nawet zastrajkował...
Te żółte płaszczyki bardzo nam się spodobały ;D
Na tym przejściu dla pieszych był znak ostrzegający - przechodź tylko gdy samochody się zatrzymają...
Naprawdę było bardzo zimno - a ta woda z wodospadu wcale nie pomagała.
A poniżej statek który się zerwał z holu innego statku i marynarze żeby nie spaść z wodami wodospadu, zatopili statek... Przeżyli :) ale musieli czekać kilkanaście godzin na ratunek.
Następnie Jojo zawiozła nas do Niagara-on-the-Lake - uroczego miasteczka kilkadziesiąt kilometrów od wodospadów (niedaleko miejsca, gdzie kupę lat wcześniej wodospad Niagara miał swój początek).
Ślinka cieknie jak się patrzy...