Kolejne dni na wyspie
I znowuż duża przerwa w uzupełnianiu - niedługo w Polsce nawet będę :) Za jakieś 13 godzin...
W każdym razie następnego dnia na Wyspie wypożyczyłyśmy samochód - oto on poniżej...
... i wyruszyłyśmy w tour po prowincji, obierając wschód za kierunek. Jako, że sezon się jeszcze nie zaczął bardzo często napotykałyśmy otóż takie znaki w różnych wariacjach:
Pierwsze miasto w którym trochę dłużej się zatrzymałyśmy nazywa się Montague z dumną ilością 2000 mieszkańców :)
Oczywiście informacja turystyczna tutejsza była zamknięta, ale pan który tam pracuję akurat coś układał i nam trochę pomógł i wytłumaczył sprawę kolei. Bo jeśli ktoś kiedyś czytał lub oglądał Anię z Zielonego Wzgórza to by wiedział, że Ania przyjechała pociągiem do Avonlea. A tu na mapie żadnych pociągów... Okazało się, że i owszem były pociągi, ale były nierentowne więc je w latach '80 XX wieku zlikwidowali. Ale z sentymentu i z walorów pejzażowych, miejsce po torach zostało zastąpione przez ścieżkę turystyczną, która rozciąga się oczywiście po całej wyspie - troszkę nią pochodziłyśmy ale idealnie to by było z rowerem tu zawitać. A tak oto wygląda trail i widoki z niego (czerwony piasek na plaży!!!):
Trochę później pokrążyłyśmy po okolicy na północ od miasta...
W pewnym momencie wpadłam na wspaniały pomysł by pojechać boczną drogą "na skróty" (to chyba rodzinna przypadłość, która od mamy odziedziczyłam), która była opisana na mapie jako "picturesque". Drogą rzeczywiście była z pięknymi widokami, zero cywilizacji, dużo zwierzątek, ale również i zero dobrej drogi - błoto, glina i dużo pagórków:
Ewa prawie się popłakała było tak źle z drogą - w końcu zawróciłyśmy :) A oto jedno z niewielu zdjęć co udało mi się wtedy zrobić - trochę Ewa była nerwowa i się bałam...
Tego dnia poszłyśmy też na plaże od strony północnej, do rezerwatu - oczywiście niby zamknięty poza sezonem ale można było wejść.
Tego dnia zatrzymałyśmy się w B&B w Hunter River u bardzo miłej pani, która kolekcjonowała kapelusze i robiła scrapbook'i. Nasz pokój nazywał się Petticoat Junction na cześć serialu bardzo starego, którego kilka odcinków zresztą sobie tam obejrzałyśmy - bardzo śmieszne :D
Następnego dnia udałyśmy się na plaże i do Acadiańskich miejsc historycznych (Acadianie to byli Francuzi co tu przypłynęli przed Szkotami i innymi panami z Wysp Brytyjskich, ale co później byli bardzo źle potraktowanie przez tych nowych przybyłych, za ich czasów wyspa się nazywała Saint-Jean).
Następnie udałyśmy się do Cavendish, wioski w której się wychowywała L.M. Montgomery i gdzie stoi dom Ani (tzn. jej wujko-dziadków). Wioska Avonlea jest bazowana na Cavendish i okolicach :)
Oto dom Ani i trochę jego wnętrza (pokój Ani) i ogrodu (z Zielonym Wzgórzem w tle):
Oto Hunted Wood - nie weszłyśmy na ścieżkę, nie dlatego że się bałyśmy :p ale dlatego, że była zamknięta :(
Ale za to przeszłyśmy się Lover's Lane (Aleja Zakochanych)...
I dalej w las nieopodal :)
Na końcu poszłyśmy na Zielone Wzgórzę - trochę małe ale niewątpliwie zielone :p
Wieczorem zaszłyśmy na czerwoną plaże z klifami trochę na północ od Cavendish. Pięknie tam!!!
Potem przeszłyśmy się trasą do wydm - pięknie, pięknie, tyle że zalało nam trochę drogi. Ewa nie bardzo się paliła do przechodzenia po płocie, ale po to jest Monika :D
Tą noc spędziłyśmy w Summerside - dość dużym turystycznym mieście na południowym brzegu wyspy...
1 komentarz:
Aleeeee Nihiiiiiiiil.. no napiszżesz coś tutaj!
Prześlij komentarz